sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział V: Tajemniczy mężczyzna

Oboje postanowiliśmy to przemilczeć, tym bardziej że nic nie było pewne. Jared mógł spotkać kogoś jeszcze, w końcu plaża to miejsce publiczne, a nie zarezerwowane tylko dla mnie i Lucile. Z tego co wiedziałam, to oprócz naszego obozu odbywały się w okolicy jeszcze dwa mniejsze i zwykłe campingi. Pomyślałam, że każdemu uderza woda sodowa do głowy, sławom szczególnie, bo Jared pod wpływem raczej nie był. Tak czy owak, postanowiliśmy zostawić to bez komentarza, a gdyby bratu Shannona aż tak bardzo zależało na spotkaniu tajemniczej osoby, która rzekomo go zauroczyła, wtedy zaczęlibyśmy myśleć. Póki co, mieliśmy na głowie zajęcia i sporo pracy.
- Jeśli to nawet prawda, nie możesz sobie wyobrażać nie wiadomo czego... On nie myśli poważnie o związkach. - Shannon widocznie przejmował się życiem miłosnym brata, bo nic nie wskazywało na to, by mogłoby się w nim coś zmienić.
Obiecałam mu, że sobie odpuszczę, co oczywiście było kłamstwem. Widziałam, że nie podoba mu się zachowanie Jareda, ale nie potrafiłam przestać o tym myśleć, przecież to był sam Jared... Kto by to tak po prostu zostawił?
- Na korytarzu wywiesiłem listę z grupami, sprawdź swoją i przygotuj się na zajęcia. - Wstał od stolika i podążył ku windzie.
- Shannon, zaczekaj. - Podeszłam do niego szybkim krokiem. - Nie przejmuj się tak. Jared na pewno sobie poradzi, wiem to, zawsze sobie radziliście. - Mężczyzna uśmiechnął się jakby na siłę i zaraz zniknął za drzwiami kabiny. W ostatnim momencie wcisnęłam przycisk. - Sprawdzę te grupy.
Gdy znaleźliśmy się na parterze, on podążył do pokoju opiekunów, ja zupełnie w inną stronę. Sprawdziłam plan. Perkusiści zostali podzieleni na cztery grupy. Wraz ze mną, w drugiej grupie byli: Thomas, Adam i Stephanie. Nie znałam ich wystarczająco dobrze, jedynie z widzenia. Żyłam nadzieją, że uda mi się jeszcze zdobyć jakieś znajomości i nie będzie to takie arcytrudne. No cóż, nie posiadałam lekarstwa na plotki, a zdawałam sobie sprawę, że moje opowieści o życiu owadów też nie zdołają zaimponować wszystkim.
- Przepraszam. - Usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, którego nie miałam przyjemności widywać.
- Benson, czego ty znów ode mnie chcesz?
- Muszę ci coś wyjaśnić. Proszę, wysłuchaj mnie, ale nie tutaj. - Patrzyłam na niego i nie wierzyłam, że to ten, który jeszcze niedawno groził mi i próbował zepsuć wszystko czym się cieszyłam. Jego oczy momentalnie się zeszkliły, a głos łamał się przy każdym wypowiedzianym słowie. Złapał mnie za rękę i ściskał coraz mocniej, gdy tylko chciałam się wyrwać. Zaraz potem znaleźliśmy się za budynkiem, otoczeni przez krzaki naszej wysokości. - To wszystko moja wina. Pewnie o tym nie wiesz, ale mój ojciec pracuje w firmie...
- Benson, do rzeczy. Nie mam zamiaru tu sterczeć i wysłuchiwać ciekawostek o twojej rodzinie.
- Pozwól mi wyjaśnić. - Chłopak spuścił głowę, wziął głęboki oddech i kontynuował. - Oni są konkurentami firmy twojego ojca. Moi rodzice są strasznie zawzięci i nie liczy się dla nich nic poza bogactwem. Najchętniej zostaliby władcami całego świata, a mi nadaliby miano swego podwładnego. Tak naprawdę nie muszą, już dawno się nim stałem...
- Albert, przykro mi, ale co to ma wspólnego z tą całą sprawą?!
- Oni kazali mi to zrobić. Zniszczyć konkurencję.
- Słucham? - Nie mogłam uwierzyć w żadne słowo wypowiedziane z ust tego typka. - Ja jestem konkurencją? Czyją do cholery?!
- Zrozum, ja wcale tego nie chciałem. Nie miałem wyjścia. Musiałem tutaj przyjechać, mimo że wiedziałem, że ośmieszę się przed nauczycielami. Nie umiem grać, nie jestem muzykiem... A przede wszystkim, nie jestem takim człowiekiem za jakiego mnie masz. Wcale nie chciałem ci uprzykrzać wyjazdu, nie chcę dłużej niszczyć życia ludziom, którzy nie podobają się moim rodzicom.
- Dobrze Albert, powiedzmy, że ci wierzę, ale skoro nie chcesz, dlaczego to robisz? Przecież twoich rodziców tutaj nie ma, prawda?
- Nie ma, ale gdybym nie był pod kontrolą, nie robiłbym tego wszystkiego. Przed wyjazdem powiedzieli mi, że wyślą kogoś kto będzie mnie obserwował. To cholernie popieprzone, zawsze tacy byli, a ja nigdy nie mogłem żyć tak, jak chciałem. To są bezmózgowcy zaślepieni przez grubą forsę i interesy. Nie jestem ich synem, jestem służącym w ich złej grze.
- Boże, Albert... - To wszystko nie mieściło mi się w głowie. On był dorosły, ale nawet nie wolałam myśleć co zrobiliby jego rodzice gdyby uciekł, sprzeciwił się czy cokolwiek innego. - I czego ty teraz ode mnie oczekujesz?
- George ma postawić wyrok. Oczywiście wszystko było pomysłem tych bydlaków, a potem spotkałem tego, który mnie śledzi. Wręczył mi grube pieniądze, którymi miałem nakłonić kogoś do czynów wyniszczających ciebie. Glassbury zgodziła się bez wahania, więc większość miałem już z głowy. Sam nie mogłem tego zrobić, bo odesłaliby mnie do domu, a tam na pewno rodzice nie daliby mi już za to żyć. Musisz pomóc mi w tej grze. Choć jednej z tych, których jestem uczestnikiem całe życie. Nikt nie może poznać prawdy, a ty musisz grać pokonaną. Błagam. - Opowiedział wszystko, wyraźnie powstrzymując się od łez i wrócił do budynku.
Nie chciało mi się wierzyć w to wszystko. W życiu nie słyszałam gorszej historii. On nie miał własnego życia, a szczęściem było co? Pochwała za dobrze wykonane zlecenie? Nie wiedziałam jak powinnam postępować. Chciałam mu pomóc, ale wiedziałam, że czego nie zrobię, wciąż będzie to dla mnie niekorzystne. A dla niego... może na dłuższą metę. Od wyjawienia przez Alberta prawdy, czułam się ofiarą. A najgorsze było to, że niczemu nie byłam winna. Rodzice chłopaka uważali mnie za intruza tylko dlatego, że byłam córką ich konkurentów. Tym zawiniłam. A jeśli moja nieobecność ułatwia im jakąś zasadzkę na moich rodziców?
- Lorraine, Lorraine! - Słyszałam kobiece krzyki dochodzące z holu. Był to głos Claudii. W biegu zastanawiałam się, czego ona może ode mnie chcieć i nagle mnie oświeciło.
- Zajęcia! Boże, zupełnie zapomniałam! - Gdy weszłam do budynku, zszokowana kobieta wskazała mi ręką drogę. Bez zastanowienia biegłam dalej, aż do drzwi, na których wisiała karteczka z napisem: "Perkusja". Pociągnęłam za klamkę. Shannon siedział przy instrumencie i od razu wlepił we mnie swe duże oczy. Weszłam do środka i usiadłam na podłodze wśród trzech innych uczniów, przedtem przepraszając za spóźnienie. Karciłam w myślach siebie i całą tą chorą sytuację.
- Jakaś sprawa ważniejsza od muzyki rozprasza cię na tyle, że spóźniasz się na pierwsze zajęcia grupowe, no ładnie. - Jego głos był bardzo poważny, zupełnie inny niż wcześniej, ale nie dziwiłam mu się. Było mi strasznie głupio, kolejny raz. Czułam, że Shannon ma na myśli swojego brata, ale nie wiedział, czego dowiedziałam się chwilę temu. Chciałam mu to wyjaśnić, ale wiedziałam, że nie mogę. Jedyne co mnie tak naprawdę ratowało to talent muzyczny, który posiadałam od dzieciństwa. Nauka nie sprawiała mi dużych problemów i nie trzeba było mi poświęcać zbyt dużo czasu. Jako samouk radziłam sobie nieźle. 
Nie poruszaliśmy dalej mojego tematu, nie było na to czasu. Shannon tłumaczył, że wybrał osoby, które są mniej-więcej na tym samym poziomie nauki, dzieląc je na grupy. I w tym podziale będziemy trenować pod jego okiem, a w razie problemów zaprosi na dodatkowe, ale już osobne zajęcia. Wręczył nam instruktarze w postaci książek, których zalecił używać. Potem przeszliśmy do wspólnej gry, przedtem pracując nad samym werblem. 
Adam był bardzo umięśnionym i zdecydowanym chłopakiem. Widziałam w nas dzikie zwierzęta, ale on jednak górował. Sprawiał wrażenie bardzo cichego i skrytego. Gdy siadał przed instrumentem, wyłaniał swoje prawdziwe oblicze, a raczej instrument wyłaniał jego wnętrze. Uwielbiałam patrzeć na muzyków. To jedno z moich ulubionych zajęć, jakby obserwowanie przeistaczania się w coś prawdziwego, przechodzenia w inny, lepszy świat. Adam wydawał się nie mieć z grą żadnych problemów. A ja, mimo swej pewności siebie, zawsze miałam trudności z liczeniem. To naprawdę niewygodne mieć w głowie liczby, gdy na zewnątrz roznosi cię dziki zryw. Cieszyłam się, że udawało mi się to łączyć, ale mimo wszystko chciałam ćwiczyć, by kiedyś nie zgubić rytmu. 
Zajęcia zaliczyłam do udanych, choć dalej nie mogłam sobie wybaczyć tego, że się na nie spóźniłam. Nie chciałam znów źle wypaść w oczach Shannona, ale to chyba było nieuniknione. Nie wiedziałam czy za karę czy nie, ale czułam jakby nauczyciel poświęcał więcej czasu Stephanie i chłopakom. A może to znak, że grałam na tyle dobrze, że nie potrzebowałam żadnych poprawek czy pouczeń? Wiedziałam jedno. Strasznie zależało mi na tym, aby mężczyzna mnie zauważał. I nie mogłam tego powstrzymać.
Gdy już zbieraliśmy się do wyjścia, Shannon powiedział coś pod nosem, czego nie mogłam zrozumieć. Odwróciłam się, by odejść, ale wtedy mnie zatrzymał.
- Dalej myślisz o Jaredzie, prawda? - zapytał z przejęciem w oczach. Wiedziałam, że w końcu zapyta. A może i nie, może tylko miałam taką nadzieję.
- To nie jest żadna zaskakująca nowość. Odkąd dowiedziałam się o waszym istnieniu, chyba nie ma dnia, w którym o was nie wspominam. 
- Wiesz, że nie to miałem na myśli. - Wciąż trzymał mnie za rękę. 
- Nie, to nie jest jedynym dręczącym mnie problemem. Myślę, że muszę... - zacięłam się na chwilę. Cholerna prawda cisnęła mi się na język. Przewróciłam w dłoni książkę. - ...przeczytać ten instruktarz. 
Nie mogłam nic wyjaśnić. Bałam się. Spojrzałam mężczyźnie w oczy i wyszłam. Miałam poczekać na zebranie George'a oraz całej reszty w pokoju, ale tak naprawdę starałam się ograniczać towarzystwo moich współlokatorek. Ostatecznie zostałam w holu i zaczęłam przeglądać nową książkę. Nie zauważyłam w niej żadnych informacji, które byłyby dla mnie jakąś nowością, ale dobrze było sobie przypomnieć niektóre pojęcia.
Kilka minut później, nadszedł Shannon z Glassbury, potem Albert, a na końcu dziewczyny i pan George, który bez zastanowienia przeszedł do rzeczy.
- Opiekunka została oskarżona i nie będzie już pracowała w ośrodku. - Oznajmił mężczyzna z przygnębieniem. - Nie chciałem, aby tak to się skończyło, jednakże zdaniem uczniów to będzie najlepsze. Mimo przeprosin i zapewnień pani Glassbury, obozowicze boją się kradzieży. Nie dziwię się, ale nie zachowujcie się nieprzyjemnie w jej stosunku. Wydalenie z obozu jest naprawdę srogim ukaraniem, więc postarajcie się chociaż nie wypinać żądeł podczas pożegnania.
Nie było już więcej potrzeba, lecz Albert postanowił jeszcze dolać oliwy do ognia. Nie patrzył już na mnie złowrogo jak przedtem, ale starał się utrzymywać ten sam ton głosu. Widziałam jak stara się mnie osądzić i nie zamierzałam się mu sprzeciwiać.
- To Lorraine jest winna, ona dopuściła do tego wszystkiego.
- Albercie, sprawa została już wyjaśniona. Nie mam pojęcia jaka była prawda, wiem tylko to, co zostało nagrane. W resztę już nie wnikam, ale nie wierzę, że nie maczałeś paluszków w tym całym bałaganie, więc nie myśl sobie, że zostaniesz bez winy. Myślę, że na tym zakończymy. - Mężczyzna odetchnął na chwilę. - Melanie, masz czas do jutra, by spakować swoje rzeczy i pozamykać resztę spraw.
Po tych słowach, postanowiliśmy się rozejść. Zerknęłam jeszcze na plan i okazało się, że w nocy wychodzimy do klubu. Pomyślałam, że przyda mi się trochę rozrywki, bo w ostatnich dniach wyglądem zaczęłam przypominać zombie. Może choć odrobinę uda mi się zapomnieć o tym, co dręczyło mnie przez cały czas.
Nie wychodziłam z pokoju do czasu kolacji. Dziewczyny jak zwykle się gdzieś porozchodziły, więc znów miałam okazję pobyć w samotności. Wykorzystując czas wolny, napisałam list do rodziców.

Drodzy Rodzice!
Już powoli przyzwyczajam się do tego miejsca. Lekcje nie są takie trudne i radzę sobie całkiem nieźle pod okiem (uwaga) Shannona Leto. Pamiętacie go z moich opowieści, z koncertów? Nie chcielibyście widzieć mojej miny, gdy go zobaczyłam. Ale to nie wszystko. Spotkałam też jego brata, Jareda. Zupełnie przypadkiem, na plaży. I kto tu jest farciarą?
Czas mija w bardzo wolnym tempie, co sprawia, że coraz bardziej tęsknię. Tutejsze sale z instrumentami przypominają mi o naszym domowym studiu, w którym kiedyś przesiadywałam paręnaście godzin. Wyszło mi to na dobre, ponieważ nie czuję tu takiego stresu i moja samoocena nie spada, jak to kiedyś bywało. Ale chciałabym wiedzieć co u Was... Nie macie żadnych problemów? Proszę, bądźcie ze mną szczerzy. W pracy wszystko w porządku? Mam nadzieję, że nie przemęczacie się za bardzo. Ja pozwalam sobie na odrobinę rozrywki.
Pamiętajcie żeby się nie zamartwiać. Praktycznie zawsze to robiliście, ale jeśli chodzi o mnie, zupełnie nie ma powodu. Radzę sobie dobrze. Odpiszcie jak najszybciej, bardzo mi na tym zależy. 
Całusy,
Lorraine.

PS. Miałam opowiedzieć wam o mojej koleżance Judy, lecz wolę napisać, że wszyscy są tutaj bardzo sympatyczni, dogadujemy się.

Naprawdę nie chciałam ich zamartwiać, wiedząc, że ciągle się coś zmienia. A na pewno dużo zmieniłoby się do czasu odebrania listu przez rodziców. Poza tym, jeśli mają problemy w pracy... Ach, wolałam o tym nie myśleć. Nie chciałam wiedzieć, że może być coś nie tak, a gdybym opowiedziała im o moich utrapieniach, znów martwiłabym się o to, co o tym sądzą. I na pewno nie byłoby lepiej, ani dla nich, ani dla mnie.
Dziewczyny wparowały do pokoju ze śmiechem. To było trochę zaskakujące, bo już dawno nie widziałam ich takich wesołych. Co więcej, uśmiechały się do mnie szeroko, po czym Judy spytała:
- To jak? Robimy dziś nasze słynne "wejście smoka"?
Nie powiem, zaskoczyło mnie to pytanie. Już dawno straciłam nadzieję, że chcą abym w czymkolwiek z nimi uczestniczyła. Pomyślałam, że pewnie zaczęły odzyskiwać do mnie zaufanie po wyjaśnieniu sprawy, co bardzo mnie cieszyło.
- Ja jestem za! - Odezwałam się pierwsza i wyciągnęłam z szafy bordową sukienkę z delikatnego materiału.
Rozpoczęłam omawianie szykownych stylizacji, które próbowałyśmy potem odzwierciedlać na sobie. W tamtym czasie poczułam, że sytuacja z kradzieżą idzie w zapomnienie. Przynajmniej dla dziewczyn, bo dla mnie nieszczęsna gra wciąż trwała.

~

Przed klubem było mnóstwo ludzi. Większość stanowiły wystrojone babeczki po trzydziestce na minimum dziesięciocentymetrowych szpilkach. Były one kompletnym i bardzo rzucającym się w oczy przeciwieństwem moich trampek. Zanim wygodnie weszłam do budynku, który huczał klubową muzyką, zaczęłam rozmyślać nad tym, że bardzo różnię się od innych ludzi i zastanawiałam się, czy to nie jest czasem złe. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ktoś udowodni mi, jak bardzo myliłam.
Wewnątrz panował straszny tłok oraz nieprzyjemny zaduch. Łapałam resztki świeżego powietrza, które w większości stanowił dym papierosowy. Wśród tańczących ludzi, otaczali mnie także ci, którzy non-stop się obściskiwali. Brzydziło mnie to niezmiernie, więc zamiast się tym przejmować, zamówiłam shoty, które od razu mnie rozluźniły. Bar z kolorowych neonów i moje swobodne pląsy przy remixie No Beef, to dwie z niewielu rzeczy, które dotąd mam w głowie z owej nocy. Jednak tą najważniejszą stał się pewien obraz. Jared. Jared rozmawiający z Shannonem, który w pewnym momencie przyszedł do mnie i zaprosił do tańca. Czy to sen, czy to jawa? A może to nie był tylko taniec? Dowiedziałam się później.

5 komentarzy:

  1. kdfkdfkjhfgkjdfjgkfjgf

    kurde, co się dzieje, Jared, Shannon, Albert... biedna Lorraine, nie może nadążyć za facetami, tyle ich jest xD Albert zachował się bardzo niefajnie, ale cóż, jeśli jest pod presją.. mimo to i tak na jego miejscu zaprzestałabym takiego zachowania i zwyczajnie wróciła do domu zamiast niszczyć życie młodej dziewczynie.

    och, Jared, tak szybko się zakochujesz w dziewczynach xD

    OdpowiedzUsuń
  2. G E N I A L N I E. Shannon chyba też się zabujał, tak mi siię wydaje. Czekam na kolejne rozdziały! Weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Omfg! Kolejny wspaniały rozdział! Uwielbiam to, że oddajesz je tak szybko! Widać, że masz pomysł na to opowiadanie i genialnie go realizujesz.
    Z tego co widzę to coraz bardziej sie rozwijasz. Serio. Jak na początku wyłapywałam jeszcze jakieś błędy to teraz nie widzę już żadnych!
    Zero powtórzeń, akcja się rozwija. Czego chcieć wiecej?! :D

    Po pierwsze i najważniejsze, zszokowało mnie wyznanie Alberta. Spodziewałam się, że tak dokucza Lorrie, bo zazdrości jej talentu czy czegoś jeszcze innego. Nie przeszło mi przez myśl, że to może mieć inne podłoże! Jego rodzice są naprawdę dziwni. Albert powinien się im postawić, ale nie dziwie się, że się ich boi. Są jacyś porąbani.

    Sprawa z Jaredem jest równie zagmatwana. Nie mam wątpliwości, że zakochał się w Lorrie. W końcu z nią tańczy! Chyba tańczył XD

    Niepokoi mnie jednak zachowanie Shannona. Jest dla Lorrie taki oschły bo rzeczywiście martwi się o brata? A może też czuje coś do Lorraine?
    Osobiście wolę tę drugą opcję :D

    Jako czytelnik, bardzo wierny zresztą :D, chciałabym, żeby Lorrie była z którymś Letosiem. Mam przeczucia, że to bedzie Jared. Mam racje? :))

    Dobrze, że pogodziła się chociaż z tymi koleżankami z pokoju. Nie przepadam za nimi, ale zależy mi, żeby Lorrie miała dobre kontakty z innymi.

    I jeszcze ten tajemniczy koniec. Upiła się i pomyliła sen z rzeczywistością? Huh, ciekawe co sie bedzie działo dalej! :D

    Dzisiaj trochę krótko, ale śpiesze się do kina, więc niestety nie mam czasu na nic wiecej XD
    Mam nadzieje, że nowy rozdział dodasz szybko i trochę rzeczy się rozjaśni, no a pytania nie będą mnie zadręczać! :D

    *Marshugs*
    'Dusza, w sensie Estragned00

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, uwielbiam twoje komentarze! Dziękuję bardzo. Obiecuję, że postaram się dodać kolejny jak najszybciej :)

      Usuń
  4. Troszku późno dobrałam się do tego fanfiction, ale mimo to mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie ono kontynuowane 😂😘❤

    OdpowiedzUsuń