środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział III: Szukanie prawdy

Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli, nie wszystko będzie wyglądało tak, jak oczekujemy. Wyjazd na obóz mojego życia był tego chyba najlepszym przykładem. Nie potrafiłabym zliczyć ile razy układałam sobie perfekcyjne scenariusze, jak długo zastanawiałam się ile przyjaciół dzięki temu wyjazdowi zyskam. Te wszystkie cudowne wyobrażenia nawet nie dążyły w stronę rzeczywistości, ale rozliczyły się ze mną, zostawiając mi jedno jedyne, o którym nigdy bym nie pomyślała. Idola, który właśnie siedział przede mną i z którym mogłam rozmawiać.
- Przepraszam, zamyśliłam się... - Zrobiło mi się strasznie głupio. Nie rozumiałam tego, że jakiś durny pacan zwany Albertem, albo Albert zwany durnym pacanem, mógł odwrócić moją uwagę od jednego z najcudowniejszych ludzi na świecie. 
- Widzę, że się czymś za bardzo przejmujesz - oznajmił, spoglądając na mnie z troską, przez co musiałam zatopić oczy w talerzu, bo czułam, że moje poliki płoną. - Chodzi o tą grę zespołową? Przecież...
- Wiem. Nie, to nie to. Nic takiego, po prostu nowe miejsce, towarzystwo... ciężko to znoszę, ale nieważne. Już jest dużo lepiej. - Podniosłam głowę i skrzywiłam usta w nieszczery uśmiech. 
- Mam taką nadzieję. Po obiedzie zabieram was na krótkie przesłuchanie, każdego po kolei, by każdy z was mógł się wykazać. Pytałem czy nie chciałabyś może pomóc mi w roznoszeniu notek informacyjnych po pokojach, ale może lepiej zrobi ci jakiś odpoczynek w samotności, przemyślenie spraw...
- J-ja? Nie, nie. Bardzo chętnie pomogę! Odpoczynek? Myślę, że wręcz przeciwnie, muszę mieć jakieś zajęcie. 
Normalnie nie byłabym chętna do takich rzeczy, ale skoro sam Shannon mnie poprosił... Zdawało się, że tylko on mógł mi poprawić humor i pozwolić zapomnieć o całym świecie. Po posiłku, rozeszliśmy się do pokojów, ale przedtem obiecał, że spotkamy się za dwadzieścia minut w holu i tam mi powie co mam robić. Ciągle w głowie miałam sytuację z Judy, ale nie byłam smutna. Wręcz przeciwnie, szalałam ze szczęścia na myśl, że spędzę południe z moim nauczycielem. A co do tych pieniędzy, wierzyłam, że wszystko się wyjaśni, tylko powinnyśmy obie trochę ochłonąć. Wiedziałam, że nie było mowy, aby w tym czasie mi uwierzyła. 
W holu byłam dużo przed czasem, ale spotkałam tam Lucile, która skarżyła się na jakieś robale w jej pokoju. Była wręcz roztrzęsiona i prawie płakała, poza tym, krzyczała, że prędzej zamieszka na ulicy niż tam wróci. Słuchając jej, aż nie mogłam uwierzyć, że aż tak można przejąć się małymi zwierzaczkami. Niewiarygodne jak wielu różnych typów ludzi uczestniczyło w tym obozie. 
Gdy dziewczyna odrobinę się uspokoiła i przysiadła na kanapie, czekając aż ludzie zajmujący się odkażaniem, oczyszczą pokój, postanowiłam poczekać razem z nią. 
- Jestem Lorraine. - Przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę do uścisku, jednak widząc jej niezainteresowanie, schowałam ją z powrotem do kieszeni bluzy. 
- Ta, wiem kim jesteś, słyszałam o tobie - sparaliżowała mnie wzrokiem, a na jej słowa nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale pierwsze co mi przyszło do głowy to było to, że pewnie bezczelny opowiedział już o mnie wszystkim. Takie życie. 
- Słuchaj, nie wiem kto, a tym bardziej co, o mnie tyle nawija, ale nie zamierzam się bronić. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz kolejną osobą, która oceni mnie po plotkach. Chciałabym mieć tu z kimś pogadać, o dużo nie proszę, zainteresuje mnie nawet to, co zjadłaś na śniadanie.
- Śmiała z ciebie laska. 
- Wiem, ale przed robalami też czasem uciekam. Straszne są nie? Te ich wielkie oko cyklopa śni mi się po nocach, a te zgrabne, owłosione nóżki... Ciekawe po ile tam u nich sprzedają golarki? Pewnie tylko tym bogatym, bo coś rzadko które nie mają owłosienia... Biedaczki. - Zaczęłam się śmiać, a po dłuższej ciszy Lucile także wybuchnęła śmiechem. Cieszyłam się, że zdołałam komuś poprawić humor. Może chociaż ona nie będzie uważała mnie za osobę, którą trzeba omijać szerokim łukiem. Za dziwną - proszę bardzo, ale mam nadzieję, że chociaż w ten pozytywny sposób.
Shannon już czekał i przyglądał się nam z uśmiechem, po czym zrobił pytającą minę, na co wyszczerzyłam zęby na znak, że wszystko w porządku. Podszedł do nas i zmierzył wzrokiem koleżankę. Szybko zabrałam głos.
- Chciałabyś pomóc nam w roznoszeniu notek? - zapytałam. Oczywiście wolałam być sam na sam z moim idolem, ale w ostatnim momencie pomyślałam, że gdy spędzę więcej czasu z Lucile, pozwoli mi to na nawiązanie z nią jakichś lepszych relacji. A przy moim opiekunie też nie wyjdę na dziewczynę, która nie potrafi się zintegrować.
Lucile była zachwycona tym pomysłem i mimo że należała do innej grupy, miała innego opiekuna, też pragnęła spędzić trochę czasu ze sławnym perkusistą. Co jakiś czas stukała mnie w ramię, chichotała wskazując na jego umięśnienie i podgadując na ucho komentarze odnośnie jego cudownej budowy ciała. Jak na początku mnie u wszystkich takie zachowanie irytowało, ona robiła to w taki sposób, że sama nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. I trudno było uwierzyć, że byłyśmy pełnoletnie. Może na takie wyglądałyśmy, ale wciąż odzywała się w nas mentalność nastolatek. Najśmieszniejsze jednak było to, że Shannon nic nie słyszał i myślał, że to z jego żartów się tak chichramy, więc coraz bardziej się w to wczuwał i było cudownie. Gdy mój opiekun któryś raz z kolei pukał do drzwi, potem chowając się za rogiem i wyskakując z wypuszczonym na wierzch językiem, przy tym wydając triumfalny okrzyk, przypomniało mi się dzieciństwo. 
Nie było ono zbyt kolorowe. Rodzice bardzo dużo pracowali, nie było ich cały dzień w domu. Czasem nawet zostawali w pracy jeszcze po godzinach. Wtedy przesiadywałam u sąsiadów. Mieli oni dzieci, Stuart, chłopak w moim wieku, z którym do dziś się przyjaźnię i jego trzech braci - Henry, David i Tom, którzy jakiś czas temu wyjechali do Europy z resztą rodziny. Stuart został sam, ale ma własną firmę w Kanadzie i żyje na wysokim poziomie. Często kontaktujemy się ze sobą i jeszcze przed moim wyjazdem parę razy się spotkaliśmy. Wtedy wspominamy sobie te dawne przygody kiedy niczego nie potrzebowaliśmy prócz swojego towarzystwa, a największą frajdą były wspólne zabawy na podwórku. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie i czasami także noce, bawiąc się w chowanego, w berka, robiąc schrony, czy uciekając przed wyimaginowaną lawą. Och, co to były za czasy. Shannon niezmiernie przypominał mi młodego Stu i na widok jego wyczynów, przywołujących wspomnienia, uroniłam kilka łez.
- Hej! Co jest? - zapytała Lucile, zwracając tym samym uwagę naszego towarzysza.
- To ze śmiechu, przestańcie już, błagam, bo zaraz wybuchnę. - Zgięłam się w pół. Nie przyznałam się do tego, o czym myślałam, ale nie była na to pora. Nie chciałam niszczyć tak świetnego południa.
Po obejściu wszystkich pokoi, zmęczeni wspólnymi wybrykami przysiedliśmy razem po obu stronach korytarza i oparliśmy się o ściany, z których bił przyjemny chłód. Patrzyliśmy się na siebie i chichotaliśmy, przypominając sobie i naśladując miny ludzi, którzy niczego nieświadomi otwierali drzwi. Dawno się tak nie bawiłam i jak mniemam, reszta mojego towarzystwa tak samo. Pomyślałam, że jednak zaproponowanie zajęcia Lucile było jedną z moich lepszych decyzji w ostatnich dniach. Cieszyło mnie, że Albert nie wiedział o mojej nowej znajomości i nie będzie próbował jej popsuć, ale nawet jeśli dowiedziałby się, ostrzegłam dziewczynę przed plotkami. Wszystko miało się ku dobrej drodze. W końcu, przecież po burzy zawsze wychodzi słońce.
Wróciłam do pokoju, aby się przebrać. Czekały tam na mnie moje współlokatorki, jednak nie były same. Pani Glassbury. Zmierzyły mnie nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Usiądź i opowiedz jak to się stało, że pieniądze Judy znalazły się w twoich rzeczach. - Zabrzmiał poważny głos opiekunki i gdy ucichł, dziewczyny skrzyżowały ręce, czekając na moje tłumaczenia.
- Już tłumaczyłam, to nie ja. Nie mam pojęcia, naprawdę.
- Ufałam ci - wykrzyknęła Judy. - Cały czas patrzyłaś jak się przejmuję.
- Judy... przecież widziałaś, że też się tym przejęłam! Nie mogłam na to patrzeć. Przy takim zachowaniu to nawet prawdziwy przestępca by się zagiął i oddałby ci te pieniądze tylko żebyś przestała. I ty myślisz, że to naprawdę byłam ja?
- A kto inny?! Przecież te pieniądze były u ciebie!
- A skąd miałam wiedzieć, gdzie ty chowasz pieniądze?!
- Tej nocy, gdy my siedzieliśmy przy ognisku, ty przyszłaś tu specjalnie wcześniej, żeby je znaleźć i zachować dla siebie. A potem udawać jak gdyby nigdy nic.
- Tak, na pewno. Wiesz po co tu przyszłam?! Bo nie ma nikogo przy mnie, bo wszyscy wokół traktują mnie jak powietrze, a na dodatek tamten dureń robi wszystko, by moje wymarzone przez kilka lat wakacje, stały się największym koszmarem i właśnie się stają. I myślisz, że jak w końcu znalazłam bratnią duszę i gdy już zrozumiałam, że właśnie ty nią jesteś, byłabym zdolna cię odepchnąć i stać się wrogiem dosłownie wszystkich i gotowa, by nie mieć dosłownie nikogo? Naprawdę nie mam o niczym pojęcia. Też chciałabym wiedzieć kto to był. Nie wiem jak to się stało, naprawdę nie wiem. I wierz mi lub nie, ale nie zamierzam więcej nic mówić. - Wykrzyknęłam ze łzami w oczach, wzięłam z łóżka koszulę i zamknęłam się w łazience, wcześniej z impetem trzaskając drzwiami.
Potem już nie zamieniłam słowa z dziewczynami. Dałam im czas do przemyśleń i próbowałam wierzyć, że prawda szybko wyjdzie na jaw i ludzie dowiedzą się, że wszystko było jedną, wielką, okrutną i zaplanowaną plotką bez ziarenka prawdy. Przed pokojem stał Shannon z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam określić. Troska? Politowanie?
- Stąd było słychać jak krzyczysz... Na pewno wszystko w porządku? - Tak bardzo chciałam tego uniknąć. Nie mogłam zadręczać problemami faceta, których miał już ich w życiu tak pełno, że wolałabym sobie nawet tej liczby nie wyobrażać. Ale nie mogłam już dłużej mówić, że wszystko okej, skoro moje krzyki było słychać w całym ośrodku.
- No dobrze... Koleżance zniknęły pieniądze. Strasznie się tym przejęła, bo w sumie kto by się nie przejął, prawda? Próbowaliśmy ich szukać, aż w końcu rano znalazła je w mojej kosmetyczce, a ja naprawdę nie mam pojęcia jak one się tam znalazły. Ten Albert z zajęć szantażuje, że powie o wszystkim tobie, a najlepsze jest to, że ja nic nie zrobiłam. I gdy już myślałam, że będzie dobrze, że się okaże kto to był, przychodzę do pokoju, a tam one czekają na wyjaśnienia. Wytłumaczyłam, a raczej, jak słyszałeś, wykrzyczałam im prawdę, ale wątpię żeby ktokolwiek w to uwierzył. I wiesz co? Mogą mnie oskarżyć o oszustwa i kradzieże, a potem odesłać do domu. Będzie mi przykro, bo to miały być moje najwspanialsze wakacje, ale nie chcę dłużej znosić wzroku ludzi z całego obozu, którzy patrzą się na mnie jakbym im co najmniej pozabijała rodzinę.
- Nie wierzę. Wiesz co... spróbuj się tym tak nie przejmować. Ja już coś wymyślę.
- Nie rób nic, nie chcę sprawiać kłopotu. Nie mogę znieść tego, że wylądowałam tu i trzeba się mną opiekować i obserwować co pięć minut jak małe dziecko. Naprawdę nie chciałam, by to tak wyglądało.
- Dobra, dobra. Ja też tu jestem dzieckiem, sama dziś byłaś tego świadkiem. - Rzeczywiście, jego śmiech był taki, jakby nagle milion małych rączek zaczęło go łaskotać. - Idź na obiad, po posiłku będzie omówienie dzisiejszych zajęć i ustalimy co i jak. Już, zmykaj.
Odeszłam, zastanawiając się, co takiego wymyśli mój opiekun. Minęło tak mało czasu od naszego przyjazdu, nawet nie ćwiczyliśmy, a już byłam tak zmęczona wszystkim, jakby minęły dwa miesiące ciężkiej pracy. Podczas obiadu, moje towarzystwo ograniczyło się do samej Lucile, gdy dziewczyny z pokoju dołączyły się do innej grupki i rozmawiały, co jakiś czas zaglądając przez ramię, by sparaliżować mnie wzrokiem. Byłam intruzem, przynajmniej się tak czułam.
Tuż po posiłku, George kazał nam zostać na miejscach. Na górze, gdzie wcześniej stał barek, był projektor i za jego pomocą mieliśmy wszyscy ujrzeć plan zajęć dla wszystkich grup, wraz z listą i kolejnością osób, które będą przesłuchiwane. Mieliśmy też naszykowane kartki, na których kazano nam także zapisać swoje numery, aby każdy wiedział kto po kim będzie. Jednak przedtem, do sali wszedł Shannon i tym samym zatrzymał projekcję.
- Plany się nieco zmieniły - krzyknął, trzymając w ręku płytę. Włożył ją do laptopa i nagle, ku zdziwieniu wszystkich... pojawił się film. Myślałam, że tam umrę. Nie wiem, czy ze stresu, sympatii, wdzięczności... Przedstawiał on korytarz, po którym chodziła Glassbury i w pewnym momencie z pęczka kluczy, który trzymała, wybrała jeden i otworzyła drzwi do mojego pokoju.
- Proszę to wyłączyć! - krzyknęła nagle, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
- Myślę, że to wystarczy. - Odezwał się bohater Leto. - Otóż, tej nocy, tajemniczo zniknęły pieniądze lokatorki z tego pokoju i jak się okazuje, niewinna Lorraine, także z tego pokoju, została oskarżona o kradzież i oszustwa, które na dodatek, bezczelnie zostały rozsyłane po całym obozie przez Alberta Bensona.
Miałam łzy w oczach. Potem zaśmiałam się pod nosem, bo nigdy nie widziałam Shannona takiego, brzmiał jak stróż prawa i patrzyłam jak z wielką dumą staje się panem sytuacji.
- To nie jest żaden dowód! Ja musiałam... - Glassbury zaczęła się bronić, ale George za chwilę ją uciszył.
- Jutro rano na zbiórce w holu omówimy całą sytuację, a Shannon... już dziękujemy. Dobrze, że tak bardzo troszczysz się o grupę. - Zabrzmiało to trochę sarkastycznie, ale nie przejmowałam się. Byłam oszołomiona tym, co zdziałał dla mnie mój opiekun, mój idol, jeden z najlepszych ludzi na świecie.
Shannon jak szybko przyszedł, tak szybko odszedł posyłając mi uśmiech, ten, dzięki któremu czułam się lepiej. Chciałam mu podziękować, ale widocznie się gdzieś śpieszył i pomyślałam, że zrobię to na moim przesłuchaniu. Byłam czternasta w kolejności, więc przypuszczałam, że spotkamy się tuż przed kolacją. Po dużym zgromadzeniu, udałam się prosto do pokoju. Nie powiem, liczyłam na jakieś przeprosiny, ale ich nie usłyszałam.
- Nie spodziewaj się, że wskoczę ci w ramiona. - Byłyśmy same, ponieważ reszta dziewczyn jeszcze nie dotarła. Judy usiadła na łóżku i udała, że z wielkim zainteresowaniem czyta gazetę. Podeszłam do niej i odrzuciłam papiery za siebie, patrząc jak opadają na łóżko Shirley. - No... EJ!
- Słuchaj, nie oczekuję od ciebie byle czego. Chcę tylko byś nie wierzyła w plotki. To też taka rada na przyszłość. Gdy cię poznałam, czułam, że jesteś warta uwagi, że masz wielkie serce. Tylko dajesz się omamić, ale rób co chcesz. Ja będę walczyła o powodzenie moich wakacji. - Ucichłam, lecz widocznie Judy nie była zainteresowana dalszą rozmową. Poszła po gazetę i ponownie zatopiła w niej wzrok. Znów nadszedł czas na milczenie.
Podążyłam do recepcji, by spytać, który numer jest na przesłuchaniu i gdy dowiedziałam się, że niedługo moja kolej, postanowiłam przysiąść na kanapie w holu i naskrobać list do rodziców. Po kilku napisanych zdaniach, rozmyśliłam się i wyrzuciłam go do kosza. To jeszcze nie był ten czas.
- Czternastka. - Zabrzmiał znajomy głos z głośnika, po czym udałam się na zewnątrz do niewielkiego pomieszczenia z przezroczystymi ścianami. Otaczały go palmy. Po zżółkniętych liściach było widać, że miały już swoje lata. Gdy otworzyłam hebanowe drzwi, owionął mnie zapach drewna bijący od drewnianych paneli i parkietu na podniesieniu. Na nim, stała perkusja, za którą obserwował mnie mój wybawiciel. Na widok sprzętu, za którym tęskniłam poczułam jakby miód rozpływał się po moim sercu, szczególnie przy takiej osobie. - Kogo my tu mamy...
- Shannon... dziękuję. Nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłeś.
- Po prostu ciesz się swoimi wakacjami. - Wstał i poklepał miejsce przy perkusji na znak, abym usiadła. Wtedy zaczął zjadać mnie stres. Próbowałam się rozluźnić i potraktować perkusję jak moją przyjaciółkę, jak mój sprzęt. - Pokaż jak się trzyma pałeczki i jak liczysz, sprawdzimy tempo, rytm..
Shannon od razu spostrzegł, że nie jest mi łatwo, bo ręce, którymi trzymałam drumsticki, zaczęły trząść się jak oszalałe. Na początek więc złapał mnie za nie i sam nimi uderzał, a rozkazał pracować stopą. Nagle, obudziło się we mnie zwierzę. Wiedziałam, że to szansa, aby mu zaimponować, więc przypomniałam sobie moje ostatnie wyczyny w domu i zaczęłam grać po swojemu.
- Stop! - Na jego okrzyk, podskoczyłam w miejscu. - To... było naprawdę dobre! Zagraj jeszcze raz.
Z lekkimi problemami, ale udało mi się powtórzyć wcześniejsze uderzenia. Myślałam, że zaleję się podnieceniem. Nikt nie potrafi zrozumieć, prócz muzyków, ile ta gra potrafiła sprawić mi szczęścia. Czułam się jak jej władczyni.
Shannon pochwalił mnie, a potem zaczął uprawiać dzikie ruchy, podczas mojej dalszej gry, co sprawiło, że stałam się bardziej odważna niż przedtem. Muszę przyznać, że był niesamowitym nauczycielem. Motywował i sprawiał, że gra u jego boku miała więcej przyjemności.
- Mam nadzieję, że starczy nam jeszcze czasu, aby trochę razem przetrenować - oznajmił. - Idzie ci naprawdę nieźle.
- Dziękuję! - pisnęłam, po czym ukłoniłam się prawie do samej ziemi i wyszłam na zewnątrz, machając nauczycielowi na pożegnanie.
Czułam, że jednak sen się spełni. 

6 komentarzy:

  1. O jejku! Jak ja uwielbiam to opowiadanie! (: przez pół rozdziału miałam wielki uśmiech na twarzy!
    Wręcz kocham takie długie rozdziały, w których dużo się dzieje!
    Ale stop. Zaczynam od początku.

    Shannon w Twoim opowiadaniu jest naprawdę uroczy. Pomaga Lorraine i z tego co zauważyłam poświęca jej najwięcej czasu. Stara się aby te wakacje były naprawdę nie zapomniane. Miło z jego strony.
    Ciekawi mnie jednak to czy jego zachowanie spowodowane jest braterską troską o Lorrie (mogę tak na nią mówić? :P) czy raczej nasza bohaterka sprawiła, że został ugodzony strzałą Amora? Hm, mam nadzieję, że nie długo się tego dowiem (:

    I jeszcze te zaginione pieniądze. Co kierowało tą kobietą, że schowała je do kosmetyczki Lorraine? Cholernie mnie to pytanie nurtuje.
    Cała sytuacja by się jednak nie wyjaśniła, gdyby nie Shanny! Ale czy za tym stoi tylko chęć pomocy Lorrie i wyjaśnienia sprawy? Sama już nie wiem co o tym sądzić.

    Bardziej jednak jestem wkurzona na tę koleżankę z pokoju (nie pamiętam jak ma na imię, a szukać mi się nie chce XD -_-) Sprawa się wyjaśniła. Lorrie jest nie winna, a ta zamiast przeprosić ją za niesłusznie oskarżenia wyskakuje z tekstem typu 'nie licz, że wskoczę Ci teraz w ramiona'?! To jest szczyt chamstwa! Myślałam, że będzie z niej fajna kumpela, a ona okazała się głupią zołzą. Może jeszcze odmieni się jej zachowanie? Nigdy nic nie wiadomo.

    W każdym bądź razie, Lorrie znalazła sobie nową znajomą, która, mam nadzieję, że będzie fajną dziewczyną.

    A! I jeszcze ta sprawa z pokojami, do których pukał Shannimal! Jak sobie to wyobraziłam to aż mnie brzuch ze śmiechu rozbolał! :D

    A jeżeli chodzi o sprawy wizualne to błędów ortograficznych nie widziałam, stylistycznych też. Co prawda momentami za dużo lub za mało przecinków, ale to już jest czepianie się z mojej strony i nie bierz tego do siebie (:

    Uwielbiam Cię, informuj mnie dalej. Nie mogę się doczekać nowego rozdziału więc telepatycznie przesyłam Ci duużo weny :P

    Całusy,
    'Dusza

    Lub na twitterze
    'płaszczyk (estragned00)

    OdpowiedzUsuń
  2. P.s. Grasz na perkusji? :D
    P.s.2 Trochę się rozpisałam, ale nie przejmuj się bo czasem tak mam :D

    'Dusza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój Boże! Kocham cię, kocham! Nigdy w życiu nie dostałam, aż tak długiego komentarza, za co Ci ogromnie dziękuję, bo takie strasznie motywują mnie do pisania i jestem szczęśliwa, że ktoś poświęca czas uwagę na czytanie i komentowanie mojego fanfiction. Cieszę się bardzo, że się podoba. Mam nadzieję, że z każdym rozdziałem będę cię zaskakiwać... oczywiście pozytywnie! I dziękuję z góry za każdą szczerość. Fakt, zawsze miałam problemy z interpunkcją, ale myślę, że dzięki dłuższemu pisaniu to uda mi się wyćwiczyć. Nie gram na perkusji, ale staram się łapać trochę wiedzy na ten temat dla tego opowiadania. Dziękuję jeszcze raz!
      Marshug, whiter8m. :)

      Usuń
  3. Ja się mniej rozpiszę niż moja poprzedniczka, bo w sumie podzielam wszystko, co napisała :) mam nadzieje, że teraz będziesz częściej dodawać nowe rozdziały, bo juz nie moge się doczekać kolejnego!
    Pozdrawiam i życzę weny, C.

    P.s. Zapraszam na mojego nowego bloga rowniez z marsowym ff :3 erase-this-face.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie podoba mi się ten rozdział i to ff. Też zastanawia mnie czy Shannon traktuje ją bardziej jak siostrę czy widzi w niej siebie czy po prostu mu wpadła w oko. No ale to się pewnie okaże potem. Zdziwiła mnie postawa tej Judy, jaka z niej świnia. No i jeszcze zastanawiam się nad motywem tej zlodziejki. Mam nadzieje ze nowy rozdział pojawi się szybko. Weny ;* ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, mam lekkie opóźnienie z tym komentarzem, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz :3 Kolejne Twoje ff i kolejny raz mnie nim urzekłaś, no bo jak mogło być inaczej. Kiedy to zobaczyłam pomyślałam o Camp Rock, ale to chyba niezbyt dobre skojarzenie ;-; mniejsza o to. Oczywiście znowu masz świetny pomysł i mam nadzieję, że Twój komputer będzie współpracował i to ff zostanie dokończone :) Biedna Lorraine, współczuję jej tego, na jakich ludzi trafiła, wydawało jej się, że znalazła przyjaciółkę a tu nagle... BUM. No ale jest jeszcze super opiekun Shannon! Już widać, że Lorraine nie jest mu obojętna, bardzo dobrze, że zainteresował się sprawą tych pieniędzy i znalazł to nagranie, chociaż myślę że i tak niezbyt zmieniła się jej reputacja. No cóż, ale zobaczymy jak się akcja potoczy, bo znając Ciebie to jeszcze nas wiele razy zaskoczysz :3 Czeeeekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń