wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział IV: Niespodzianka

W pokoju byłam pierwsza. Podejrzewałam, że dziewczyny są jeszcze na przesłuchaniach. W pomieszczeniu panował nieład, więc postanowiłam trochę posprzątać. Włączyłam radio i wpierw zaczęłam poszukiwać stacji z muzyką rockową. Po niedługim czasie w końcu znalazłam. Właśnie leciał Jeremy zespołu Pearl Jam.
Gdy wyrzuciłam wszystkie śmieci i zabierałam się za czyszczenie powierzchni mebli, ktoś zapukał do drzwi. Po otworzeniu ich, spostrzegłam Lucile. 
- Przejdziemy się po plaży? - spytała, lecz z wahaniem w głosie. Dostrzegła, że jestem trochę zajęta.
- Jasne, ale muszę tu jeszcze trochę ogarnąć. 
- Pomogę ci. - Zadeklarowała i nie czekając na moją opowieść, co o tym myślę, a myślałam, że nie chcę marnować jej wakacji na sprzątaniu, zabrała się do roboty.
- Lucile!
- Cicho bądź. Razem zrobimy to szybciej. 
Nie miałam głosu w tej sprawie. Nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, ale to lubiłam. Odkąd się poznałyśmy, zawsze mnie zaskakiwała. Gdy ja pucowałam szklanki, Lucile latała z miotłą w rytm muzyki. Nawet męczące czynności potrafiła przemieniać w coś, co zaczęło sprawiać przyjemność. Po zaledwie dziesięciu minutach, cały pokój błyszczał się i pachniał limonkową wonią chemicznych pomocników. 
- Nawet nie wiem jak ci dziękować. Za to i za towarzystwo. - Obdarzyłam ją wdzięcznym spojrzeniem, na co ona machnęła ręką ze śmiechem. 
- Dobra, dobra. Teraz idziemy się odświeżyć i wychodzimy z tej nory. Spotykamy się za pięć minut w holu. 
I wyszła. A ja zniknęłam w łazience, by doprowadzić się do porządku. Po krótkim prysznicu włożyłam na siebie zwiewną sukienkę w kolorowe paski i rozpuściłam włosy, pozwalając uwolnić się niedbałym falom, które na swój sposób wyglądały całkiem dobrze.
Gdy wychodziłam z pokoju, zdziwiło mnie, że dziewczyn jeszcze nie ma, ale nie przejmowałam się znacznie tym faktem. Z Lucile spotkałam się w umówionym miejscu. Ona też ubrała sukienkę, jednak białą i dużo krótszą. Miała bardzo zgrabne nogi, które często odsłaniała. Chyba zdawała sobie sprawę z tego, że jest piękną kobietą. Uśmiechnęłam się na tę myśl, ponieważ miałam wrażenie, że w ostatnich czasach bardzo dużo ludzi, szczególnie tej płci, ma mnóstwo kompleksów. I nawet te, które są piękne, powtarzają, że wcale tak nie jest. Cieszyłam się, że chociaż od niej tego nie usłyszę i nie będę musiała się z nią sprzeczać oraz udowadniać jej jaka naprawdę jest.
Na plażę szłyśmy ścieżką prowadzącą przez niewielki las. Gałęzie trzaskały nam pod japonkami, a szyszki obijały się o nasze stopy. Zdecydowanie wolałyśmy to i śpiew ptaków niż podążanie drogą przy nieustającym ruchu ulicznym. Po kilku minutach trzaski ustały, a naszym oczom ukazało się miejsce usypane miękkim piaskiem, który kończył się nad brzegiem czystego oceanu. Akurat w tym miejscu nie było dużo ludzi, co nas bardzo ucieszyło. Opadłyśmy na kolana, śledząc ruch i wysokość fal. Na myśl przyszła mi rozmowa z Judy. Wtedy myślałyśmy, że nic nas nie rozdzieli.
- Głupia Glassbury - zaklęłam pod nosem.
- Co mówiłaś? - Lucile posłała mi pytający wzrok.
- Nic, nic. - Uspokoiłam ją i dalej wgapiałyśmy się w ocean.
Odgłos szumu fal i ciepłe powietrze ukoiło mnie do snu. Tak mogłam odpoczywać zawsze. Jednak nie było mi to dane. Chociażby wtedy. Lucile gwałtownie szarpnęła mnie za rękę i pisnęła mi wprost do ucha. Od razu podniosłam się na nogi.
- Co?! Co?! - krzyczałam w jej stronę z przerażeniem, ale ona na mnie nie patrzyła. Jej wzrok wędrował za jakimś punktem gdzieś za mną. Odwróciłam się.
Na to, co zobaczyłam też pisnęłam i miałam nadzieję, że nie było tego słychać. Przetarłam oczy z kilkanaście razy. Mężczyzna w ciemnej bluzie z kapturem, który zakrywał jego długie włosy, niebieskie spodenki, skarpety koloru khaki, a do tego klapki wyglądające prawie tak, jak kapcie mojego dziadka kupione na corocznym bazarze. Na gwiazdę to on nie wyglądał, ale gwiazdą był. Przynajmniej mojego nieba. Brat mojego idola. Mój idol numer dwa. Jared Leto. Wędrował samotnie patrząc się przed siebie, a w ręku trzymał jakiś kij. Czy to naprawdę on? Taki niezauważalny, jednak tak różny od wszystkich. Wymieniłam z dziewczyną zdziwione spojrzenia, po czym pobiegłyśmy w jego stronę prawie wykładając się na glebę. Już na nas patrzył.
- Jared! - Starałam się nie krzyczeć, ale nie za specjalnie mi to wyszło.
- Fanki! - Wyszczerzył olśniewająco białe zęby i ręką odsłonił kosmyki włosów rzucające się na jego twarz. Jednak największą uwagę przykuwały te niezmiernie niebieskie oczy, które nie były nawet odrobinę porównywalne do koloru nieba, oceanu, ani żadnej rzeczy na świecie. - Co słychać?
- Co słychać? - powtórzyła Lucile, jakby chciała żebym jej podpowiedziała. Jared ciągle nas obserwował i widocznie świetnie się bawił, bo cieszył go ten widok ogłupiałych kobiet niezmiernie. Postanowiłam w końcu coś powiedzieć, bo moja towarzyszka kompletnie straciła głowę, prawie jak ja, ale trochę gorzej.
- Shannon tu jest...
- Wiem. Spędzamy tu wakacje... razem, ale jednak osobno. Spotkałyście go już?
- Yyy... no ten... - Obróciłam głowę do Lucile, która za wszelką cenę próbowała coś z siebie wydusić.
- Biegał z nami po pokojach! - krzyknęła triumfalnie. Myślałam, że wybuchnę ze śmiechu. Jared też się zaśmiał.
- Jest naszym... to znaczy moim nauczycielem z obozu.
- Uczysz się grać na perkusji? - zapytał mnie mój idol numer dwa. Aż trudno było uwierzyć. Rozmawiał z nami, to znaczy ze mną, bo z Lucile próby się nie udały, ale rozmawiał i co więcej, traktował nas jak dobre koleżanki.
- Tak... Jared, ja nie wierzę. - Wyciągnęłam ręce do uścisku i przymknęłam oczy, aż poczułam przyjemne ciepło i piękny zapach męskich perfum.
- Ja też nie. - Odpowiedział, poklepując mnie po plecach, po czym odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Potem przycisnął do siebie moją koleżankę, na co ona prawie umarła i zamieniła się w posąg. - Nigdy nawet nie myślałem o tym, że będę miał fanów, a mam nawet coś więcej.
- Echelon. - Podsumowałam jednym słowem. Tak, należałam do tej rodziny i byłam z tego bardzo dumna. Co za szczęście mnie spotkało, żeby mieć ich przy sobie? Byłam na trzech koncertach zespołu, ale zawsze byli dla mnie nieosiągalni i nawet nie myślałam o tym, że kiedyś uda mi się z nimi porozmawiać. Następna płyta i trasa nie wydawała się nadejść zbyt prędko, przez co już prawie straciłam nadzieję. Nawet nie śniłam. Niech mnie ktoś uszczypnie.
- Dokładnie - potwierdził Jared. - Robimy wspólne zdjęcie i do zajęć, bo naskarżę na was bratu, że się szlajacie z nieznajomymi! - Jego głos nabrał śmiesznej stanowczości.
Wszystko działo się tak szybko, jakby minęła zaledwie minuta, a spędziłyśmy z nim prawie pół godziny. Wspaniały człowiek. Zrozumiałam, że kocham go jeszcze bardziej niż przedtem. Zapisałyśmy te chwile w pamięci oraz na karcie aparatu, po czym Jared pomachał nam i odszedł. Czy to był sen? Z pewnością dla Lucile, która dalej stała tak samo, ale byłam zmuszona wyrwać ją w końcu z błogiego stanu, gdyż musiałyśmy już wracać do ośrodka. Wystarczyło tylko kilkanaście szarpnięć i jeden mały plaskacz w zaczerwieniony już policzek.
- Lu, idziemy. - Dziewczynie pociekły łzy. W końcu i ja zaczęłam płakać i bez słów podążyłyśmy w stronę naszego celu, którym niestety nie był Jared Leto.
Słońce powoli zachodziło, a niebo przykryły ciemniejsze obłoki. Chłodny powiew wiatru zwiastował szybkie nadejście niekończącego się wieczora, którego wspomnienia już nie opuszczą.
Tam gdzie się spotkałyśmy, tam się rozstałyśmy, by zabarykadować się w swoich pokojach do samej kolacji. Myślałam, że zastanę w środku moje współlokatorki, jednak znów żadnej z nich tam nie było. W holu też panowały zadziwiające pustki. Zaniepokojona wróciłam do recepcji, by zapytać czy Claudia nigdzie ich nie widziała. Dowiedziałam się, że wiele osób wyszło gdzieś tuż po przesłuchaniach, już spory czas temu i jeszcze nie wróciło. Sprawdziłam czy czasem prócz zajęć z popołudnia nie było nic organizowane, ale okazało się, że nie, a nawet jeśli to przecież bym o tym wiedziała. Podążyłam więc do pokoju opiekunów i pukałam kilkakrotnie do drzwi, ale tu też żadnego znaku życia. Pozostało mi więc czekanie u siebie. Położyłam się na łóżku i próbowałam wyciągać z głowy cudowny głos Jareda. Przypominałam sobie każdy jego ruch, każde spojrzenie... Tak samo z Shannonem, ale jego obecności byłam pewna przez co najmniej te dwa miesiące, a Jared... Na tym kończyły się przemyślenia w samotności. Znów przysnęłam, ale obudziły mnie rozmowy i głośne stukania szpilek o podłogę. Współlokatorki nadchodziły. Gdy weszły do środka, wszystkie obdarzyły mnie zdumiałym spojrzeniem, po czym zilustrowały dokładnie wnętrze pokoju. Shirley miała spódniczkę tak krótką, że widać jej było dosłownie pół tyłka. Judy założyła krótkie spodenki z wysokim stanem, ale do tego obcisłą koszulkę z dużym dekoltem. Co tu dużo mówić, wyglądały odrobinkę wulgarnie, czego bym się po nich nie spodziewała, ale ostatnio i tak już nie wiedziałam co myśleć. 
- Była jakaś impreza? - Spojrzałam na zegarek - dziewiętnasta - to pora na imprezowanie? - pomyślałam.
- Nie - odpowiedziała Claire, patrząc się na dziewczyny. - Podobno Jared gdzieś tutaj był, Shannon się wygadał.
- I jak? Widziałyście go? - Starałam się nic nie chlapnąć. Teraz już rozumiałam ich stroje.
- No... - Shirley spuściła głowę. - Mówią, że już rano gdzieś wyjechał w pilnej sprawie...
Postanowiłam, że nic nie powiem o spotkaniu, ani zdjęciu, choć bałam się, że odczytają to z mojej twarzy. Starałam się grać niewzruszoną. 
- A ty? - Popatrzyła się na mnie Judy. - Co robiłaś? 
- Hmm... sprzątałam.
- No tak... Pięknie, dziękujemy.
- Nie ma sprawy.
Wyszłam z pokoju, bo nadal czułam się jak intruz. Odczuwałam też napięcie, widocznie wolały zachować do mnie dystans.
Przy kolacji rozmawiałam z Lucile o tym, jak poszły nam zajęcia. Tak jak przypuszczałam, trochę niekontrolowanie zaczęłam komplementować Shannona, a Lu cieszyła się razem ze mną, że trafił mi się taki nauczyciel. Ona kształtowała się w grze na wiolonczeli u Rufusa Gautdiego, który był sympatycznym aczkolwiek dosyć poważnym człowiekiem. Też był już po czterdziestce i ani trochę nie przypominał Shannona, który pomimo swojego wieku dalej wyglądał i zachował się na dwudziestoparolatka, ale nie na tym miałyśmy się skupiać. Tak czy inaczej, obie byłyśmy zadowolone z pierwszych zajęć.
George zapytał nas czy chcemy ognisko, jednak tylko kilka osób było chętnych, więc ostatecznie padło na noc w ośrodku. Do czasu, gdy nie zostałam w pokoju, nie widziałam nigdzie Shannona. Przyznaję, że już trochę tęskniłam. Prócz naburmuszonych dziewczyn, do samego rana nie spotkały mnie żadne niespodzianki.

~

Nadszedł czas sądu ostatecznego. Po godzinie ósmej, ja, moje współlokatorki oraz opiekunowie z Glassbury i oczywiście Albert, zostaliśmy zwołani do holu, gdzie każdy miał przedstawić swoją wersję wydarzeń co do zaginionych pieniędzy. Oczekiwałam i mojego nauczyciela, jednak niestety się nie pojawił. Opiekunka, która tamtej nocy krzątała się po korytarzu i weszła do naszego pokoju, najpierw tłumaczyła, że coś u nas zostawiła i musiała pilnie to odzyskać. Myślałam, że George jej uwierzy, ponieważ chyba przećwiczyła sobie dokładnie swój plan wydarzeń, dosłownie go wyśpiewywała. Była tak wiarygodna, że nawet ja sama zaczynałam jej wierzyć, ale George stwierdził, że gdyby tak było z pewnością poczekałaby na nas, aż same jej to oddamy i zapytana potem, jaką rzecz musiała tak pilnie odzyskać, rozproszyła się, po czym odpowiedziała, że telefon. Następnie Judy opowiedziała całą sytuację z tym jak znalazła pieniądze w mojej kosmetyczce, więc tuż po niej broniłam swojej osoby, że nie wiem, jak to się stało, bo nie wiedziałam, gdzie ona chowa pieniądze. Dodałam, że jeśli uznają mnie za winną, mogę opuścić obóz, jednakże nic nie zrobiłam i póki mogę, chcę bronić swojego stanowiska. Albert ciągle wskazywał na moją winę. Powiedział, że akurat krążył niedaleko i widział jak wkładam pieniądze Judy do swoich rzeczy. On także opisał tę sytuację bardzo realnie, ale tutaj odezwała się Shirley. Powiedziała, że to niemożliwe, bo widziała go w tym czasie na ognisku. Tego już nie mogliśmy jednak sprawdzić, bo przed plażą nie było żadnych kamer. Aż nareszcie nadszedł moment zbawienia. Uważnie obserwowałam Glassbury, która skwasiła się niezmiernie i w końcu krzyknęła:
- No dobrze, już dobrze! Powiem całą prawdę, ale to nie moja wina! No... to on mi kazał! - Kobieta już prawie zalała się płaczem, gdy wreszcie wskazała na Alberta. 
- Kazał? Proszę cię... - zaczął George. - To jest uczeń, on jest pod twoją opieką, to ty możesz mu wydawać rozkazy, a nie on tobie!
Przyglądaliśmy się tej sytuacji osłupieni. Kto by się tego spodziewał? Nie wiedziałam, co się dzieje.
- On mi zapłacił... - Jej wzrok powędrował na podłogę. - George, wiesz jaka jest moja sytuacja finansowa.
- Że co, Benson?! - krzyknęła Judy. - Kazałeś zapłacić za schowanie moich pieniędzy? Jak, jak... głupim trzeba być? Co takiego zrobiła ci Lorainne, że posuwasz się do czegoś takiego?
- Ona kłamie - stwierdził po chwili Albert. 
- Albercie, Melanie... zapraszam was do siebie. - Odparł wyraźnie zmęczony całą sytuacją. - Wy wróćcie do pokoju, po zajęciach postawię wyrok. 
Wtedy wreszcie doczekałam się przeprosin. Nie były one takie jakich oczekiwałam, ale ważne, że były. Napięcie, które wcześniej czułam w powietrzu, zniknęło bez śladu. Czułam, że wszystko się wyjaśni i  nie zostanę niesłusznie osądzona, a dziewczyny wreszcie mi zaufają. Miałam sporo powodów do spokoju, ale ciągle zastanawiałam się nad tym, dlaczego Albert zapłacił opiekunce? Skoro dał jej pieniądze... Musiał być bardzo zdesperowany i co nim kierowało? I dlaczego Glassbury się na to zgodziła? Na Boga, przecież ona jest opiekunką tych wszystkich obozowiczów! Kilka lat! W każdym razie, wierzyłam, że prawda wyjdzie na jaw i nie będziemy musieli na nią zbyt długo czekać.
Gdy poszłam sprawdzić plan zajęć, Shannon akurat je wywieszał na tablicy w holu.
- Cześć garnku.
Odwrócił się odrobinę rozkojarzony, ale potem jak zwykle obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- To teraz tak nazywacie nauczyciela?
- Ja nie mogę cię nazywać garnkiem, a ty możesz nas?
- Nie, ja mam większe prawa.
- Na przykład wywieszanie planu zajęć? - Zaczęłam się głupkowato chichrać, ale jego też nic przed tym nie powstrzymało. Nie potrafiliśmy być poważni w swoim towarzystwie. Czułam jakbyśmy stawali się dobrymi przyjaciółmi, ale potrzebowałam więcej czasu, tymczasem on krzątał się gdzieś nie wiadomo gdzie. W każdym razie daleko ode mnie. Chciałam jego towarzystwa, tak jak pewnie większość uczniów. Im więcej było, tym więcej chciałam. Chyba powoli się uzależniałam.
- Na przykład spacer z innymi garnkami na kawę. Co ty na to?
- No wreszcie! - pomyślałam. Nie czekał na odpowiedź wprost z ust, jakby czytał mi w myślach.
Zerknęłam na chwilę na plan i wiedząc, że dopiero za godzinę są kolejne zajęcia, spokojnie podążyłam za Shannonem. A nawet jeśli za te sześćdziesiąt minut miałby skończyć się świat, poszłabym na tę kawę. Tak, mogłabym tak skończyć.
Windą wjechaliśmy na samą górę budynku, czyli na wielki taras z mini-ogródkiem, leżakami i czterema stolikami z bambusa. Usiadłam przy jednym z nich, a mój opiekun przygotował nam po filiżance kawy. Gdy była gotowa, usiadł naprzeciwko mnie i stuknęliśmy kubkami na toast.
- Za twój talent - odrzekł z uśmiechem, na co zlałam się rumieńcem. Nie potrafiłam nic powiedzieć, więc upiłam łyk kawy. Była pyszna! Nigdy w życiu nie piłam lepszej kawy. W końcu ma się ten fach. Rozkoszując się smakiem napoju, słuchałam mojego towarzysza. - Żałuję, że nie byłem na spotkaniu...
- Nie masz czego żałować, jak zwykle wielki zamęt. Naprawdę nie chcę o tym mówić.
- Mam nadzieję, że już cię o nic nie oskarżą. A ja... Jared chyba stracił głowę. - Na to ostatnie zdanie, prawie wylałam na siebie przygotowane złoto z kofeiną.
- Co zrobił?
- On potrzebuje dużo pracy, bo te wakacje źle na niego wpływają. Dzwonił do mnie podobno z pilną sprawą, a co się okazało? Chłopak się chyba zakochał. Paplał coś, że spotkał jakieś dziewczyny na plaży wczoraj przed wieczorem, podobno z pobliskiego obozu i żebym uważał, bo za którąś z nich wyjdzie. Wiesz, cieszyłbym się jakby sobie kogoś w końcu znalazł, ale on już chyba nie ma głowy do takich spraw. Jest niepoważny.
Przez ten cały czas, gdy Shannon opowiadał czułam, że moje wnętrzności latają we mnie jak na rollercoasterze.
- Uważaj, kawa! - krzyknął wyrywając mi kubek z rąk. - Co się z tobą dzieje?
- Shannon, to chyba byłam ja.

7 komentarzy:

  1. Świetnie opowiadanie! Oryginalne, nieprawdopodobne i bardzo dobrze napisane. Na pewno będę regularnie czytać ;)

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowy rozdział. Jej :D Dziś nie rozpiszę się raczej tak długo jak ostatnio, bo wszystkie komplementy napisałam poprzednio... :**
    Ale okay. Zaczynam od początku.

    Po przeczytaniu notki w głowie huczy mi w głowie jedno imię "Jared". Spotkanie na plaży było bardzo zmyślne. Nie wpadłabym aby tak fajnie wpleść jego postać do opowiadania.
    Młodszy Leto, moja kochana Diva się zakochała? Dziewczyny naprawdę musiały zrobić na nim wrażenie :)) ale właśnie. Dziewczyny! O którą z nich chodzi? Czyżby jego serce zdobyła Lorrie? A może Lucile? Mam nadzieję, że może tak potajemnie w komentarzu podpowiesz mi, o którą z pań chodzi :)

    Nie wierze, że ta głupia Glassbury dała się przekupić takiemu dzieciakowi jak Albert!! Dobrze, że się chociaż przyznała. No ale kurde, co za idiotka!

    I te dziewczyny z pokoju. Nie lubię ich. Ble XD :D

    Ale sprawa z Shannonem von garnkiem nie została jeszcze rozwiązana. Mimo całej sympatii do Jareda, mam nadzieje, że Lorrie bedzie z Shannem. Jeżeli w ogóle. Bo jak już wspomniałam nie wiem co sadzić o ich (na razie) przyjacielskiej relacji.

    A zakończenie to naprawdę mnie zaskoczyło. Ciekawe jak zachowa się Shanny? Bedzie zły? Smutny? Zawiedziony? A może wręcz przeciwnie?
    Albo to nie chodzi o Lorrie! Ale Lucie przecież ledwo co się odezwała podczas spotkania. Może jednak go tak zauroczyła swoją nieśmiałością?

    Błagam wyjaśnij mi chociaż kilka pytań i rozwiej moje wątpliwości, bo nie wiem czy wytrzymam do następnego rozdziału :))

    Całusy,
    'Dusza (estragned00)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te długie komentarze! Boże, tak się cieszę, że ktoś czyta to opowiadanie. A takie komentarze jak te Twoje bardzo, bardzo motywują mnie do pisania. Shannon von garnek! Tak pięknie to ujęłaś... Niestety nie mogę Ci niczego zdradzić, no chciałabym, ale to zepsułoby niespodziankę... No cóż, powiem tyle, że dużo się będzie działo. A co dokładnie... Mam nadzieję, że przeczytacie. :D
      Pozdrawiam i dziękuję raz jeszcze!
      xoxo

      Usuń
  3. Wow, wow, wow! Piekielnie podoba mi się to opowiadanie, napisane z lekkością, zabawnie, ale ładnie stylistycznie, sprawia, że chcę czytać więcej i więcej i więcej. :D Dlatego pisz mi już następny rozdział. No i oczywiście czekam na jakieś wątki miłosne, bo widzę, że powoli się rozkręcają. Za powoli! :D I zdecydowanie jestem ciekawa, o którą z dziewczyn chodziło Jaredowi i czy jego starszy brat nie będzie czasem zazdrosny o Lorrie, która chyba wpadła mu w oko (w końcu z "normalnymi" obozowiczami kawy raczej nie pija? :D ).
    Pozdrawiam i czekam na kolejny!
    Asia (justadream6277.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, dziękuję za przeczytanie i skomentowanie! Motywujecie mnie bardzo... Dziękuję! Niedługo się zabieram i znów jakiś rozdział naskrobię. Na pewno, niedługo też pojawią się i wątki miłosne, przy których, mam nadzieję, że Was nie zawiodę. Mogę powiedzieć tylko jedno, że będzie się działo, a co dokładnie, dowiecie się as #soon as possible. :D Na razie nic nie powiem, żeby nie zdradzić tej słodkiej tajemnicy.
      Na Twojego bloga z przyjemnością zajrzę, gdy tylko będę miała więcej wolnego czasu, dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam,
      xoxo.

      Usuń
  4. OKEJ. CO TUTAJ SIĘ WYPRAWIA?! KILKA DNI MNIE NIE BYŁO, A TU TAKIE REWOLUCJE?!
    Uwielbiam Cię jeszcze bardziej za wsadzenie tutaj Jareda. SŁODKI JEZU, CO TO SIĘ WYPRAWIA! Ale coś mam przeczucie, że nie pójdzie tak łatwo. Coś się pewnie pokiełbasi, jak to w życiu ;c Młodszy Leto taaaaaaki kochany, jak zawsze swoje dziatki traktuje tak OCH ACH...
    Podoba mi się Lucile, może być dobrą psiapsią. Niech one się podzielą Letosiami! jedna jednego, druga drugiego i wszyscy szczęśliwi! ♥
    Btw, mogliby już biednej dziewczynie dać spokój z tymi pieniędzmi. Ileż można, na Boga.
    Jednym słowem: ZAJEBIŚCIE.
    CZEKAM NA WIĘCEJ, BEJB.
    BUZIAK ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, Wiki, dziękuję!!! Mam nadzieję, że nie zawiodę!
      xoxo

      Usuń