niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział I: Głębokie uczucia

      "Głębokie są tylko uczucia, które się ukrywa. Stąd siła uczuć podłych."

          Trzeci dzień od przyjazdu był ostatnim dniem organizacyjnym. Z polecenia organizatorów, tuż po śniadaniu, wszystkie grupy stawiły się w holu, gdzie była jedyna możliwość zmiany grupy na czas całego obozu lub na wybraną ilość dni. Posłusznie stanęliśmy w kilku rządkach i czekaliśmy na George'a. To był ostatni moment, w którym mogliśmy jeszcze przemyśleć swój wybór. Właśnie nadchodził.
        - Witam moje dzieci. - Naszemu Aniołowi Stróżowi nigdy nie brakowało dobrego humoru. Stwarzał atmosferę, dzięki której czuliśmy się swobodniej w nieznanym nam jeszcze miejscu i towarzystwie. Chórkiem odpowiedzieliśmy: "dzień dobry", na co on przekręcił oczami i machnął ręką, po czym obscenicznie rozłożył się na skórzanym fotelu. Wyglądał tak, jakby był pod wpływem alkoholu, a czy był naprawdę? Tego nikt nie wiedział, ale przynajmniej było wesoło.
      Zaraz po nim weszła, a raczej wbiegła pani Frances McChroester. To ona, zeszłej nocy przedstawiła nam wszystkich opiekunów, w tym opiekuna mojej grupy - Shannona Leto, który od tamtej pory stanowił najgorętszy temat do rozmów w całym obozie. Myślałam, że nie byłoby zdumiewające, gdyby połowa uczestników, a w szczególności uczestniczek (rzecz jasna), przeniosła się do mojej grupy ze względu na niego.
       I tak też się stało. Gdy tuż po ponownym omówieniu regulaminu, padło pytanie: "Czy ktoś chciałby się przenieść?", kilkanaście rąk gwałtownie wystrzeliło w górę, a po wyraźnym podkreśleniu, że to OSTATNIA TAKA SZANSA, dołączyły do nich jeszcze dwie. Łącznie trzynaście osób zapragnęło zmian, z czego dziewięć doszło do grupy perkusyjnej, osiem stanowiły dziewczyny, dziewiątą - chłopak, który był ostatnią osobą... I ostatnią, którą chciałam tam zobaczyć. Był to "bezczelny typek", który dał mi się we znaki już na początku obozu. Widząc moje niezadowolenie, zaczął się głupkowato szczerzyć i teatralnie przewracać oczami. To był jakiś żart. Już widziałam przyszłość tej grupy. Wyglądała mniej więcej tak: arogancki prostak rozpraszający uczestników, którzy próbują się skupić na zajęciach, które na dodatek będzie trzeba w większości poświęcać na taką Natalie czy Chloe. Nie miałam nic do nich, nie znałyśmy się, ale na Boga, do gry na perkusji trzeba mieć siłę, mięśnie, a te drobne szkieleciki, które składały się jedynie z krwi i kości... nie, nie widziałam tego. Naprawdę, nie mogłam na to patrzeć, więc zwyczajnie odwróciłam wzrok od tego całego śmiesznego przedstawienia. Po chwili jednak usłyszałam głośne westchnienia, a nawet piski. Już wiedziałam kto nadszedł i myślę, że nic nie powstrzymałoby mnie od spojrzenia w stronę holu. Nie dało się ukryć, że też byłam zachwycona naszym opiekunem, ale ja przynajmniej miałam jakieś granice. Było dla mnie jasne, że Shannon chciałby, żeby traktowano go jako zwykłego opiekuna, a nie jako gwiazdę-obiekt westchnień.
       Mężczyzna z moich snów, dostojnym krokiem zmierzał ku naszej grupie, gdy reszta opiekunów oddaliła się do własnych. Westchnęłam cicho spoglądając na jego olśniewający i zawadiacki uśmiech. Wyglądaliśmy jak rząd dziwacznych posągów. Mój  i d o l  stał przede mną, on był na wyciągnięcie ręki. Mówił do nas.
       - Cześć garnki! - Pomachał, spoglądając na nas wszystkich spod ciemnych okularów. Chyba domyślił się, że jeszcze nie przetworzyliśmy sobie tego, że to ON, że to ON tutaj jest i będzie nam towarzyszył przez caluśkie dwa miesiące. D W A  M I E S I Ą C E z idolem. Znów się uśmiechnął, po czym złapał głęboki wdech, przysiadł na czarnym jak smoła fotelu i powoli spuścił powietrze. - I co? - zaczął. - Mam tak sam siedzieć?
       Gdy już w miarę doszliśmy do siebie i stworzyliśmy wokół niego krąg, zadeklarował, że dobrze byłoby się poznać. Próbowałam zapamiętywać imiona wszystkich, ale byłam za bardzo rozkojarzona i w stresie wyczekiwałam moją kolej. Oprócz swych niecodziennych myśli, słyszałam w głowie te drażliwe pojękiwania i dziecięce chichoty otaczającego mnie towarzystwa. Nie chciałam tak wypaść, za wszelką cenę chciałam grać niewzruszoną.
       Z zamyślenia wyrwał mnie bolesny cios w okolicy ramienia, jak się potem okazało, zadany przez Judy, która siedziała tuż obok. Wśród innych spojrzeń, dostrzegałam tylko te - czekoladowe, magiczne, przesycone cierpliwością i serdecznością. Jego. Wlepione we mnie chciały dostrzec odpowiedź, gdy ja właśnie zakopywałam się pod ziemię. Zepsułam. To na pewno już po mnie widać, ale to jeszcze nie koniec. Mogę wszystko naprawić. Jak najszybciej się wyprostowałam i z uśmiechem poprawiłam włosy. Nikt nie wiedział jak bardzo ze sobą walczyłam, ale chyba wygrałam.
     - Hmm... w sumie, co ja mogę o sobie powiedzieć... - Zaczęłam przedstawienie, stawiając na prawdę. - Brzmię. Jestem dziewczyną, której muzyka towarzyszy od najmłodszych lat. Nie posiadam marzeń związanych z niczym innym. Muzyka to wszystko. Jestem Lorraine. Lorraine Garnek Faword - dziewczyna z brzmieniem. - Na koniec dołożyłam kolejny, szczery uśmiech, który Shannon natychmiast odwzajemnił, z niesłychanym urokiem unosząc brwi, po czym dodał:
     - Miło nam cię mieć w naszej grupie, Lorraine.
    Znał mnie. Już mnie znał. Wiedział o moim istnieniu. Czy jest coś piękniejszego? Zalała mnie fala szczęścia i ekscytacji. Nie słuchałam już niczego, w mojej głowie pobrzmiewało jedynie to zdanie. Jego zdanie. Nie miałam pojęcia, co było dalej, patrzyłam tylko na jego gesty. Trzeba było się otrząsnąć, ale to nie była jeszcze ta pora. Nie dla mnie. W międzyczasie jeszcze kilka miłych spojrzeń wylądowało na mnie, zatapiając się w mojej pamięci w specjalnej półeczce z napisem: NIGDY TEGO NIE ZAPOMNĘ.
      Gdy spotkanie dobiegło końca, wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi, lecz ja dalej siedziałam w tym samym miejscu. Chciałam pobyć przez chwilę sama, by nie słuchać tych dzikich okrzyków i tekstów typu: "Boże, jaki on cudowny". Oczywiście, w zupełności myślałam to samo, jednakże nie mogłam znieść tego, w jaki sposób ludzie się do tego odnoszą. Byłam typem człowieka, który tłumił wszystko w sobie i nie lubił dzielić się z tym za specjalnie z innymi.
     Byłam przekonana, że zostałam zupełnie sama, jednak gdy już zamierzałam pójść w ślady innych osób i odmaszerować do pokoju, spostrzegłam, że Judy ciągle czekała. Wiedziałam, że to będzie mój kolejny anioł, anioł z anielską cierpliwością. Było to dla mnie bardzo miłe, tylko po niej mogłabym się tego spodziewać. Uśmiechnęłam się do niej i wyszeptałam "dzięki", na co ona kiwnęła głową i w milczeniu powędrowałyśmy wspólnie do naszego azylu.
    Po południu, perkusiści mieli wyznaczone specjalne zajęcia. Jednak nie wymagały one instrumentów. Miały one jedynie na celu zintegrowanie się w grupie i zaobserwowaniu poziomu aktywności fizycznej jej członków. Po zajęciach, mieliśmy iść na plażę, by przy ognisku spożyć ostatni posiłek. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do wszelkich planów. Postanowiłam sobie, że będę starała się zabierać z nich jak najwięcej dla siebie i czerpać z tego przyjemności.
     W czasie przygotowań do pierwszych zajęć, do pokoju, niczym barbarzyńca, wparował sam Albert Benson, znany także jako "bezczelny typek".
    - Umiesz pukać?! - krzyknęłam zakrywając się pościelą. Za chwilę nadchodziła moja kolej do łazienki i nie widziałam potrzeby dłuższego męczenia się w ciasnych jeansach. Zdejmowanie ich było jednak złym pomysłem, ale kto normalny wbiega od tak do pokoju kogoś, kogo nie zna? Skąd miałam wiedzieć... - Czego ty chcesz?
     Judy właśnie brała prysznic, Claire (poznałam jej imię dzięki kręgowi zapoznawczemu) była pogrążona w lekturze jakiegoś romansu i widocznie nie przeszkadzała jej obecność nieznanego obozowicza, a Shirley dawno gdzieś wyszła, więc nie mogłam liczyć na żadne wsparcie.
    - Za drzwiami ci odpowiem - powiedział cicho, puszczając mi oczko. Chciało mi się zwyczajnie rzygać, widząc to, w jaki sposób się na mnie gapił.
    Chciałam dowiedzieć się czego chce i powiedzieć mu co o tym myślę, więc po ponownym włożeniu dolnej i niezbyt wygodnej części garderoby, szybko wybiegłam z nim na zewnątrz, by równie szybko mieć go z głowy.
   - Niezła jesteś. - Wyraźnie próbował mnie dotknąć, a ja za każdym razem odsuwałam się coraz dalej.
  - Opanuj się, okej? - Krzyknęłam. - I przejdź wreszcie do rzeczy, bo ja nie mam czasu na głupoty. Gadaj, o co ci chodzi.
   - Spokojnie, złość piękności szkodzi! - Ponownie się przybliżył, a ja już ledwo co łapałam świeże powietrze, bo ten blondi-dureń przedtem chyba wylał na siebie całą butelkę perfum. - Chcę tylko, byś się ze mną umówiła.
   - Ha ha ha - zaśmiałam się mu w twarz. - Tak, rzeczywiście, zasypałeś mnie mnóstwem swych walorów i już biegnę, bo nie mogę się powstrzymać. Wiesz... Masz człowieku tupet. Dam ci radę na przyszłość. Myśl. A teraz zniknij.
   - Ty... Tak myślisz?! No to postaram się inaczej. Ciekawe czy twój opiekun będzie z ciebie zadowolony, bo mi już pokazałaś swoje prawdziwe oblicze, piękna bestio.
  Myślałam, że zaraz wybuchnę! ŻE CO?! Zaraz, czy on właśnie wszczął szantaż? Czy... nie, nie, nie.
   - Tylko spróbujesz i już cię tutaj nie będzie! Ja już się o to postaram...
   Z pokoju wybiegła Judy z ręcznikiem na głowie i w koszulce włożonej na drugą stronę, a za nią równie zmieszana Claire. Obdarzyły mnie pytającym wzrokiem. Czułam jak moja twarz przybiera kolor dojrzałego buraka. Albert zaśmiał się głośno i odszedł z aroganckim uśmiechem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Dziewczyny o nic nie pytały, objęły mnie i zaprowadziły z powrotem do środka. Nie wiedziałam co zrobić, nie wiedziałam co powiedzieć... Byłam roztrzęsiona. To nie tak miał się zacząć mój obóz marzeń. Nie tak.

9 komentarzy:

  1. super piszesz! mam nadzieje ze na paru dzialach nie przystaniesz...
    czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste opowiadanie! Z niecierpliwoscia czekam na nastepny i zycze duzo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać też jesteś fanką Thirty Seconds to Mars :) Opowiadanie wciąga, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Miło się czyta, tak "lekko", idealne na deszczowe dni. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kolejny rozdział :) Powodzenia w pisaniu i dużo weny.
    ~M

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi sie podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się pomysł na ff, a także miłe jest to, że pięknie i lekko piszesz, wręcz bezbłędnie. Choć rzadko czytam jakiekolwiek fanfiction, ponieważ wolę je pisać, to akurat Twoje mnie urzekło i będę tu zaglądać częściej.

    Wcześniej dodawałam już komentarz,ale dodał się anonimowo (nie wiem dlaczego).
    Kiedyś komentowałaś na moim blogu, ale chyba nie zaszkodzi jak podam tu adres, zapraszam w wolnej chwili.
    nuit-du-reveur.blogspot.com

    Życzę weny :)
    Pozdrawiam, C.

    OdpowiedzUsuń
  6. CO ZA CHAM.
    POWINIEN SIĘ Z ALICE ZAPOZNAĆ....
    PISZ. PISZ. PISZ.
    Wiem, że masz PSD po wczoraj, ale kurde. CHCĘ WIĘCEJ, NIE OBCHODZI MNIE TOOOOOOOOO.
    Genialny pomysł na fabułę. Też chcę na taki obóz :c

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny pomysł. Czekam na rozwinięcie akcji i część dalsza ff. Chce... PRAGNĘ przeczytać następny jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  8. " - Upanuj się, okej? -"
    Ok, upanuję się ;-; Dużo masz przecinków w niewłaściwych miejscach, ale nie martw się, też mam problem z tym cholerstwem. Plus sporo powtórzeń, gdzie poradzić mogę tylko jedną radą - czytaj rozdział przed oddaniem go dla fanów (rada, do której ja się ofkors nie stosuję, przez co jest mnóstwo byków u mnie XD).
    A, i jak masz dialog, to po myślniku, kiedy już pisze narrator, nie stawia się wielkiej litery. Wiesz, o co mi chodzi, no nie? xD
    Fajny pomysł na FF! Zazdroszczę ci głowy, szkoda, że mi nie wpadł xD Będzie Jared?
    PS: Mówiłam, że Cię znajdę. B-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upanuj, haha, skisłam ze śmiechu. Naprawdę jestem ślepa, źle ze mną.
      Mam plany co do Jareda. HYHY. Dzięki za koma.

      Usuń