niedziela, 29 czerwca 2014

Prolog

"Czasami muzyka jest wszystkim, czego potrzebujesz, aby poczuć się lepiej"


Kochani Rodzice! 


      Po prawie ośmiu godzinach podróży, wreszcie dotarłam do ośrodka. W autokarze poznałam wielu bardzo sympatycznych ludzi, z którymi od razu znalazłam wspólny język. W końcu my wszyscy chcieliśmy dotrzeć właśnie w to miejsce - na jedyny i niepowtarzalny obóz - Rays Of Music. Łączy nas wspólna miłość do muzyki, dlatego też nietrudno było nam się dogadać.
     Okolica jest przepiękna! Już z autokaru mogliśmy podziwiać niesamowite widoki na morze, góry i piaszczyste plaże, ale gdy wysiedliśmy, zapach tego miejsca jeszcze mocniej pobudził nasze zachwycenie. Letnie powietrze i ostre promienie słońca otuliły nasze blada ciała. I gdyby nie to, że ośrodek jest tak kunsztowny i aż prosi się, aby do niego wejść, pewnie przesiedzielibyśmy na zewnątrz całe wieki. 
     Wnętrze budynku jest urządzone w nowoczesnym stylu. W holu, największą uwagę przykuł okazały żyrandol, z którego na kryształowych sznurkach wylewały się klucze wiolinowe. Na początku myślałam, że trafiłam do złego miejsca, ale po dłuższym zwiedzaniu byłam już pewna, że to jest ten raj, o którym śniłam tyle czasu. Coś czuję, że na Wasze szczęście lub nie, nigdy się stąd nie ruszę i chyba nie tylko ja. 
    Jeszcze podczas podróży dowiedziałam się, że przy uroczystej kolacji zostaniemy podzieleni na grupy, a raczej na instrumenty. Pierwsza grupa będzie grupą pianistów (pianino), druga na gitarzystów (gitara)... aż w końcu szósta - perkusiści (perkusja), do której, jak wiecie, będę należała. Jednak podział ten, wcale nie zamyka drogi do uczestnictwa w zajęciach z innych instrumentów. Każdy w każdej chwili może się przenieść, wypisać lub przypisać sobie od jednego do siedmiu dni z inną grupą. Niedługo też zostaną przydzieleni nam opiekunowie. Koniec końców, w całym obozie istnieje jedenaście luźnych kategorii. Ja jednak zostanę przy swojej. 
    Mam nadzieję, że pogoda będzie dopisywała nam przez cały wyjazd i nie zachce jej się robić jakichkolwiek deszczowych czy burzowych niespodzianek. Na dzień dzisiejszy, nie tylko pod względem klimatu, jest piękniej niż sobie to wyśniłam. Towarzystwo też wydaje się przyjazne, a w szczególności Judy, ale o niej postaram opowiedzieć Wam w następnym liście. 
    Trzymajcie się i nie rozrabiajcie,
Wasza Lorraine.

Po naskrobaniu listu do rodziców, otarłam swoje delikatnie oblane potem czoło i podążyłam do łazienki, aby się odświeżyć. Z walizki wypełnionej po brzegi, wyjęłam czarną bieliznę, czarną elegancką sukienkę, która sięgała mi do kolan i srebrną biżuterię oraz pachnący świeżością ręcznik. Przez cały czas czułam na sobie wzrok Judy, Shirley i trzeciej dziewczyny, której imienia niestety nie pamiętałam. W końcu, ta druga, blondynka zabrała głos:
- Coś czuję, że i ty zrobisz wejście smoka - zaśmiała się.
- Chyba pięknej smoczycy! - Judy pokazała swój olśniewająco biały uśmiech i machnęła długimi, kasztanowymi włosami. - Mówię wam, będziemy paczką najpiękniejszych smoków w całym obozie!
W tym momencie, wszystkie wybuchłyśmy śmiechem i czułam, że jeśli dalej tak pójdzie, naprawdę mogłybyśmy szybko się zaprzyjaźnić. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam, ale na myśl, że za dwa miesiące będziemy musiały się rozstać, skwasiłam się odrobinę.
- Dobra dziewczyny, ja lecę do mojej nory. Postaram się nie siedzieć tam długo, ale jak wiecie, piłowanie pazurków trochę zajmuje. 
Po raz kolejny, dziewczyny odpowiedziały szczerym śmiechem, a Judy już prawie turlała się po pokoju. Bardzo sympatyczna osoba!
Zimny prysznic orzeźwił mnie do cna, zmywając pot i głębokie zmęczenie. Zupełnie naga stanęłam naprzeciw lustra i nałożyłam na siebie warstwy balsamu o zapachu przypominającym mi zapach pomarańczy.
Potem wyszorowałam jamę ustną, starannie wysuszyłam i rozczesałam blond włosy, obserwując jak spadają falami na moje ramiona. Ostatecznie upięłam je w wysoki kok, w który wczepiłam srebrną broszkę z ważką. Lekko upudrowałam twarz, nałożyłam błękitne cienie na oczy i zaledwie dwoma machnięciami pomalowałam rzęsy. Na koniec, zrobiłam obrót na pięcie i z uśmiechem wyszłam z łazienki. W pokoju już nikogo nie było, więc włożyłam czarne trampki, tak, trampki do eleganckiej sukienki (pomimo swoich dwudziestu dwóch lat nadal nie potrafiłam utrzymać się w butach na obcasie, co dopiero na szpilce, co dopiero chodzić!), ale po co miałam się męczyć. To obóz, a nie pokaz mody, choć pomimo tych trampek i tak nie wyglądałam na "dziewczynę z obozu". Mimo wszystko powędrowałam na zewnątrz, zamknęłam pokój na klucz i udałam się do sali jadalnej, którą znalazłam w czasie, gdy się meldowaliśmy. Na piętrze spotkałam znajomą mi z autokaru dziewczynę, której jeszcze nie miałam okazji bliżej poznać. Miała piękne, duże i ciemne oczy, które odzwierciedlały się w jej prostokątnych okularach z grubą oprawą. Na rumianej twarzy odznaczały się także gdzieniegdzie liczne piegi. Miała duże czoło, na które opadała krzywo ścięta grzywka. Była bardzo chuda i miała na sobie czerwoną sukienkę. Wyglądała na uroczą osobę.
- Cześć Alice - przywitałam się, gdy na mnie spojrzała. Pamiętałam jej imię, słyszałam jak parę razy ktoś właśnie tak się do niej zwracał.
- Cześć...yyy... - wyjąkała, po czym zgięła usta w coś na kształt uśmiechu.
- Jestem Lorraine, pamiętam cię z autokaru. Przepraszam, że tak od razu z imienia, ale kiedyś trzeba się poznać, prawda? - uśmiechnęłam się jak najszerzej tylko potrafiłam, by Alice mogła się miło poczuć, ale chyba właśnie uznała mnie za wariatkę.
- No... tak, prawda. Idziesz na kolację? - Alice wskazała na salę, ale już od kilku sekund nie odrywała wzroku od moich butów, przez co odrobinę zlałam się rumieńcem. - Wszyscy już chyba czekają, bo straszne tu pustki.
- Tak, właśnie się wybierałam, chodźmy razem, przyznam, że się trochę stresuję.
 Widać było, że moja towarzyszka także trochę przeżywała te spotkanie, na którym właśnie się zjawiłyśmy.
Sala była bardzo duża, a jej drewniane elementy idealnie pasowały do reszty olśniewająco białego wystroju. Znajdowało się tam kilka, naprawdę długich stołów, lecz nikt przy nich nie siedział (na myśl przyszła mi sala z Hogwartu, było tu prawie tak samo magicznie). Wszyscy, czyli jakoś około 150 szczęśliwców, którzy mogli znaleźć się w tym miejscu, stali wokół baru nad niewielką sceną w głębi pomieszczenia. Ja i Alice zostałyśmy obdarzone zaledwie kilkoma krótkimi spojrzeniami, ponieważ większość zainteresowana była wysokimi fontannami czekolady i resztą przystawek. Gdy dołączyłyśmy do reszty, w tym ogromnym tłumie osób dostrzegłam znajomą mi czuprynę jasnych włosów. To była ta dziewczyna, której imienia nie pamiętałam i gdy pomyślałam, że dobrze byłoby wreszcie je poznać, hucznie przywitał nas męski głos ze sceny. Gdzieś z tłumu usłyszałam: "zaczyna się".
- 1, 2, 3, halo, 1, 2, 3... - test mikrofonu. Wkrótce mogliśmy zobaczyć owego mówcę, który stanął naprzeciwko nam. - Czy mogę prosić o ciszę? Dziękuję.
Facet miał może 35, maksymalnie 40 lat. Był trochę okrągły, miał podłużną twarz i małe oczy. Jednak od początku sprawiał wrażenie bardzo wesołego gościa. Przejechał ręką po swojej błyszczącej w świetle łysince i przystąpił do przemowy.
- Nazywam się George Mussel. Mam wielki zaszczyt powitać was w pierwszym sezonie naszego ekskluzywnego obozu Rays Of Music! Wśród nas jest jedenaście przyszłych grup, które za chwilę ogłoszę. Na początku, chciałbym jednak zapoznać was z regulaminem...
Przyznam się, że ta część jednak mnie ominęła, ponieważ jakiś typek pozwolił sobie bezczelnie wieszać na mnie wzrok. Czułam go. Kolejny raz oblałam się rumieńcem, ale nadepnęłam mu na stopę, co skończyło się na jego babskim jęknięciu i śmiechu otaczających go osób. Koniec tego. Potem oddaliłam się trochę i przeczekałam w kącie do czasu, gdy George postanowił ogłosić grupy. Odetchnęłam z ulgą, ale chwilę potem znów zaczęłam się stresować. Po twarzach innych widziałam, że nie byłam w tym sama. Na pierwszy rzut wysunęli się gitarzyści, którzy po usłyszeniu swoich nazwisk podążyli do swojego stołu. Następnie wystąpili klarneciści, potem wiolonczeliści, pianiści, a na piąty rzut perkusiści. Na dole pojawiła się już kolejna z organizatorek, by przydzielić grupom poszczególnych opiekunów. Byłam bardzo zestresowana. Jedyne czego wtedy chciałam to usiąść w spokoju ze swoją grupą.
- Judy Miller - usłyszałam, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Dziewczyna podążała po schodach z wielką gracją i uradowaniem, obróciła głowę do mnie, pomachała i wyszczerzyła zęby, co trochę podniosło mnie na duchu. - Następnie, Dianne Jones, Thomas Ritcherson, Henry Corlflick, Tiffany Buston, Adam McChrouds... wielu innych i nareszcie ja - Lorraine Faword.
Po kolei podążaliśmy na swoje miejsca. Cieszyłam się, że w końcu nadeszła moja kolej i bacznie obserwowałam czy "bezczelny typek" nie idzie za nami, ale na moje szczęście znalazł się w grupie saksofonistów. Potem dostrzegłam, że Judy zajęła mi miejsce obok siebie, więc posłałam jej wdzięczne spojrzenie. Zanim wszystkie grupy usadowiły się na swoich miejscach i zanim zaczęliśmy posiłek, który już od jakiegoś czasu donosiła obsługa, przyszedł czas na przydzielenie nam naszego opiekuna i zarazem nauczyciela.
- Dla grupy perkusistów mamy specjalną niespodziankę. Przez całe dwa miesiące bacznie zajmował się będzie Wami wymagający lecz bardzo utalentowany człowiek. Mam przyjemność przedstawić wam - Shannona Leto z zespołu Thirty Seconds To Mars!
Zamarłam.

KONIEC PROLOGU

To tak. Jestem Paulina i chciałabym powitać wszystkich czytelników mojego bloga, którzy się przez niego jakimś trafem przewiną. Nie jest to moje pierwsze opowiadanie, zwykle większość kończyła się klapą, ale mam nadzieję, że ten się tak nie skończy. Jestem bardzo wdzięczna każdemu, kto poświęci swój cenny czas (postaram się go nie zmarnować) na czytanie efektów mojej wyobraźni. Pomysł na te fanfiction wpadł mi zupełnie przypadkiem, ale gdy zaczął rozwijać się w mojej głowie, nie mogłam go odpuścić i jeszcze za namową kilku osób, postanowiłam szybko przelać go tutaj. Mam nadzieję, że się spodoba i będziecie chcieli więcej.

Dziękuję wszystkim i mam tylko jedną prośbę. Zależy mi bardzo na komentarzach, opiniach, które pomogą mi zdecydować, co dalej z tym robić. Jeśli będziecie komentować, będzie mnie to motywowało do pisania, jeśli przeczytam słowa krytyki, da mi to znak, żeby coś popoprawiać, dlatego proszę, komentujcie. Będę bardzo wdzięczna!

Pozdrawiam i ściskam, do napisania,
~ qreamerka.

1 komentarz:

  1. Zajebiście cię zaczyna, fajny pomysł. Z niedosytem czekam na więcej.

    -C.

    OdpowiedzUsuń